P o l s k i   Z w i ą z e k

b i l a r d o w y

INNE WYDARZENIA

Karambol

Dwa karambolowe mistrzostwa świata w Turcji. Relacja Łukasza Dziatkiewicza.

Gdy dowiedziałem się, że dwa MŚ w karambolu odbędą się w jednym miejscu w podobnym terminie, to szybko podjąłem decyzję, że muszę tam być.

I tak to w połowie czerwca wylądowałem w Ankarze. Zawody zostały rozegrane w okazałym, wybudowanym parę lat temu ośrodku Tureckiej Organizacji Bilardowej w podstołecznym mieście Gölbaşı. Nawiasem mówiąc Türkiye Bilardo Federasyonu jest stosunkowo młodą organizacją, bo założoną w 2006 r. (zajmuje się poolem, karambolem i snookerem). Za to bardzo prężną, organizującą międzynarodowe zawody, co umożliwia jej wspomniana wspaniała siedziba położna jakieś 30 min. jazdy autobusem miejskim z centrum tureckiej stolicy.

Najpierw w dniach 9-16 czerwca odbyły się World Cup 3-Cushion. Jest to część rokrocznej serii turniejów rozgrywanych w różnych miejscach świata. I najważniejsze niepojedyncze, cykliczne zawody w trzy bandy (poza nimi są oczywiście MŚ: indywidualne, kobiet i drużynowe oraz typu Grand Prix, a do tego mistrzostwa krajowe i inne). Oprócz Turcji w tym roku przed „nią” były to turnieje w Bogocie i Ho Chi Minh, po w Porto. Przed nami w Holandii, Seulu i w Egipcie.

W odsłonie tureckiej udział wzięło 149 graczy. W finale Jung Han Heo z Korei Południowej (gdy piszę ten artykuł XI w światowym rankingu w trzy bandy) wygrał z Wietnamczykiem Phuong Vinhiem Bao (III w rankingu). Więcej i pełne wyniki można znaleźć na stronie światowej organizacji karambolowej Union Mondiale de Billard.

Trochę historii

Mam nadzieję, że żadnych graczy w poola nie trzeba przekonywać, iż karambol to nie jakaś ekstrawagancja. Zwłaszcza w Polsce, gdzie przed 1989 r. inne bilardy występowały marginalne (pomijając grzybka). A już szczególnie przed wybuchem II wojny światowej. Po niej karambol ogólnodostępnym bywał rzadko, a do tego nadal istniał w formie sportowej tyle że niszowej. Przyczyną marginalizacji było to, że czerwona władza patrzyła nieprzychylnie na bilard jako grę burżuazyjną. Co jest zresztą nieprawdą, bo na Zachodzie już w XVIII wieku stał się on grą wszystkich klas. Oczywiście możni mieli własne stoły, za granicą, zwłaszcza w USA, czasem więcej niż jeden do różnych gier. Do dziś w niektórych historyczny amerykańskich rezydencjach, które można zwiedzać jest zestaw pool i karambol. A w posiadłości Henry’ego Flaglera (założyciela Standard Oil) w Palm Beach na Florydzie są trzy. Trzeci to wspomniany grzybek, (po ang. bar billiard, polska zapomniana nazwa to teba). Jednak w Polsce bilard stał się popularny dopiero w wieku XIX. Książki historyczne i inne nie stricte bilardowe, rzadko piszą jaki to był rodzaj bilardu. My jednak wiemy, że częściej niż łuzowe, był to Karambol. Nawiasem mówiąc w latach 70. tego wieku powstał Karambol trzybandowy, który stał się nie tylko najpopularniejszym Karambolem, ale i jednym z najbardziej znanych bilardów w tym czasie w ogóle. A obecnie jest podstawową turniejową dyscypliną karambolową.

Wracając do Polski czy raczej ziem polskich. W zaborze austriackim królował zdecydowanie Karambol. Po odzyskaniu niepodległości te tradycje kontynuowano. Centrum polskiego bilardu stał się Kraków, gdzie założono Polski Związek Bilardowy. Jak już napisałem w PRL-u udało się mimo wszystko podtrzymać istnienie światku karambolowego. Oprócz mistrzostw Polski (także otwartych – międzynarodowych), rozgrywano m.in. turnieje między miastami, w tym zagranicznymi, a w 1973 r. mistrzostwa Europy Środkowej, a później dwukrotnie igrzyska polonijne. Do Krakowa przyjeżdżali gracze z innych państw, zarówno z „zaprzyjaźnionych” jak Czechosłowacja oraz NRD, jak i zachodnich: z Beneluksu, Szwecji i Danii, Austrii i innych. Na przełomie komuny i III RP dołączyłem do tego światka. Było nas młodzików zafascynowanych Karambolem paru. Mieliśmy okazję uczyć się od dziadków jak ich nazywaliśmy. Sporo się też dowiedzieliśmy o dawnych czasach. Chciałbym to gdzieś obszernie opisać przywołując także wspomnienia tych kolegów.

Kończąc część historyczną. Zainteresowanych przeszłością (nie tylko Karambola, ale bilardu w ogóle) odsyłam do mojego artykułu w renomowanym miesięczniku historycznym „Mówią Wieki”. A także książki Marcina Krzemińskiego „Od karambola do poola”.

Wracając do Turcji. Jeśli karambol jest dla niektórych jakąś ekstrawagancją, to jak określić kolejne zawody karambolowe pod Ankarą: World Championship Artistique (19-22 czerwca), czyli także mistrzostwa świata, ale w tzw. bilard artystyczny. Na tych samych ośmiu stołach 32 zawodników wykonywało ekstremalnie trudne, różnie punktowane zagrania. Te same z góry ustalone – na zmianę, maksymalnie trzy próby i zmiana grającego. Biorący w nich udział Austriak Manfred Hekerle z organizacji Confédération International de Billard Artistique (i zawodnik – obecnie na XIII. miejscu w światowym rankingu), mówi, że są one wręcz na granicy możliwości fizycznych. Pomijając zasady, druga rzecz, która najbardziej odróżniała te zawody od poprzednich, to strój zawodników. Otóż wszyscy byli obowiązkowo w kamizelkach i muszkach. Jak mi wyjaśnił Hekerle, niektórzy młodzi chcieliby grać w koszulkach polo, ale starzy nie chcą się zgodzić, bo to dla nich gra dżentelmenów. Absolutnie się z tym zgadzam. Co więcej, było wręcz szokujące zobaczyć niektórych panów po przebraniu, gdyż prezentowali się skrajnie inaczej. No bo najpierw widzę faceta w koszuli pod muszką, a potem pojawia się on w krótkich spodniach i podkoszulku. Jeden Niemiec był do tego mocno wytatuowany (wśród tego jedno „dzieło” powiedzmy kontrowersyjne), czego podczas gry w pełnym „rynsztunku” artystycznym nie było widać. To był najlepszy dowód, że co prawda nie szata…

Wiele osób uważa, że bilard artystyczny to w „sumie” triki. Albo coś pokrewnego. Hekerle: „Triki to pozorowane trudności, my gramy w bilard ARTystyczny”. Proszę też pamiętać, że to są narzucone zagrania. I mówimy o dyscyplinie mającej długie tradycje, bowiem pierwsze MŚ zorganizowano w 1937 r. Dodatkowe zamieszanie wprowadza tzw. pool bilard artystyczny, który jest zbliżony do karambolowego, a nawet na nim wzorowany, ale są w nim też elementy trików. Hekerle przyznał, że niektóre zagrania są podobne, to jednak podkreślił, że nie można tych bilardów porównać. Inni zaczepieni przeze mnie karambolowi „artyści”, byli bardziej dosadni. Zresztą już od lat pool bilard artystyczny ma najlepsze lata za sobą.

Trzy pierwsze miejsca na tych 32. indywidualnych mistrzostwach świata w bilard artystyczny należały do gospodarzy, czwarte zajął Hiszpan.

Po raz pierwszy miałem okazję być na zawodach karambolowych tej rangi. Mało tego, nie jestem nawet pewien czy wcześniej widziałem pełnowymiarowe stoły do Karambola, czyli 10-stopowe (z podgrzewaną płytą, zresztą to zdaje się standard). W Krakowie, w klubie na Rynku Głównym, a potem na ul. Krupniczej, grywaliśmy na znacznie mniejszych – siódemkach.

Oglądanie zawodników tej rangi to oczywiście wielka przyjemność. Tym bardziej, że wśród uczestników World Cup 3-Cushion były takie tuzy jak Dick Jaspers z Holandii (aktualnie pierwszy w światowym rankingu trzybandowym) czy Włoch Marco Zanetti (ciekawa postać, kontrowersyjna). Pojawił się też gigant Szwed Torbjorn Blomdahl, miał grać, ale ostatecznie nie wziął udziału, przyczyn nie znam. Wśród uczestników znalazł się karambolista o znanym nazwisku. A mianowicie Belg Peter Ceulemans. Jego dziadek to wielki Raymond Ceulemans mający pseudonim „Mister 100”. Ten arcymistrz rocznik 1937 r. jest najbardziej utytułowanym, bo 21-krotnym MŚ UMB, w trzy bandy ma się rozumieć.

W kontaktach z tureckimi organizatorami i UMB pomógł mi Polski Związek Bilardowy, za co dziękuję (a personalnie panu prezesowi Grzegorzowi Kędzierskiemu). Co prawda na obie imprezy można było po prostu wejść z ulicy i nic dziwnego, gdyż widzów nie było wielu – głównie rodzina, znajomi, ludzie jakoś zaangażowani biznesowo czy w działalność organizacji bilardowej. Więcej zebrało się na finały, w tym lokalni oficjele i sponsorzy. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, gdzie były one organizowane (ładny kawałek od tureckiej stolicy, która nie jest turystyczną destynacją, o czym się przekonałem dość solidnie ją zwiedzając; mimo wszystko polecam). Ale trzeba podkreślić, iż oba mistrzostwa transmitowano, a ta publika była olbrzymia. Niemniej z pomocą PZBiL-u mogłem przedstawiać się nie tylko jako polski dziennikarz, ale i jego wysłannik i porozmawiać z prezesem organizacji tureckiej Ersanem Ercanem, który pełni też funkcję dyrektora sportowego UMB. Miałem też niewątpliwą przyjemność przeprowadzić miniwywiad z prezesem Faroukiem El Barkim z Egiptu. Pełni on także funkcję szefa głównej parasolowej organizacji bilardowej, czyli World Confederation of Billiards Sports. Jak się okazało jest on utytułowanym… snookerzystą, mistrzem Egiptu. Powiedział mi on między innymi: „Według mnie Karambol jest najtrudniejszym bilardem. Niezwykle kreatywnym, wymaga kalkulacji, strategii i fałsze są szczególnie ważne”. El Barki opowiedział jak w marcu był na otwarciu pierwszego muzeum poświęconego wszystkim bilardom w Yushan na wschodzie Chin. (Małe wtrącenie: muzeum poświęcone Karambolowi działa w Wiedniu – Weingartner, w Anglii jest Billiard and Snooker Heritage Collection, zaś USA było, bo już chyba niestety nie działa Chicago Billiard Museum). Podczas tej imprezy czwórka topowych karambolistów promowała tę grę, która do tej pory nie była znana w Chinach. Zresztą jak wyczytałem na stronie WCBS ten proces introdukcji karambolu rozpoczął się w zeszłym roku.

Zarówno od El Barkiego, jak i Ersana Ercana wziąłem autografy, a także od najlepszych w obu zawodach oraz wyżej wymienionych sław karambolowych. Szczególnie ciekawi spośród bilardzistów artystycznych wydali mi się Japończycy, których poprosiłem o autografy zarówno w alfabecie łacińskim, jak i ichniejszym (z tych egzotycznych graczy jeszcze liczniejszą grupę stanowili Meksykanie). Zrobiłem masę zdjęć, z których wybrane Państwu prezentuję. Ale najfajniejsze były rozmowy – poznanie jeszcze paru niewymienionych osób, w tym bardzo życzliwych tureckich sędziów. I ta atmosfera światowych zawodów w obiekcie na światowym poziomie poświęconym stricte bilardowi.

Tekst i zdjęcia Łukasz Dziatkiewicz

Autor jest dziennikarzem niezależnym i przypuszczalnie jedynym polskim kolekcjonerem bilardowych artefaktów. W skład jego kolekcji wchodzą przede wszystkim liczne pocztówki oraz grafiki i zdjęcia (w tym tu zaprezentowane), plakaty, czasopisma, książki, reklamy itp. Oraz stoły: do karambolu i grzybka, i kilkadziesiąt bagateli.

Prezentowana stara pocztówka też należy do jego zbiorów. Pochodzi ona zapewne sprzed 1925 r. bowiem wtedy zakazano w Turcji tych nakryć głowy zwanych fezami. Na stole karambolowym stoi pięć pionków, które należało odpowiednio przewracać. Grano w nie także m.in. w Polsce, a nazywano: faramuszki, kręgielki bądź preferans. Nie należy ich mylić ze znaczenie obecnie popularniejszymi pięcioma małymi pionkami. Gra ta pochodzi z Włoch, gdzie jest szczególnie popularna. Dużymi pionkami gra się bilardy łuzowe np. Danii.

Autor opublikował ostatnio duży artykuł o historii bilardu, zwłaszcza karambolu, na łamach "Tygodnika Powszechnego”