P o l s k i   Z w i ą z e k

b i l a r d o w y

INNE WYDARZENIA

Mistrzostwa Polski w Karambol

Karambol w Kętrzynie okiem krakowskich karambolistów

Od dawna wiedziałem, że w Kętrzynie są stoły do karambolu. Dwa, raczej jedyne w Polsce. Mam na myśli ogólnodostępne, bo zobaczyć można je w paru muzeach. Aż dwa stoły są w pałacu rodziny Poznańskich w Łodzi, gdzie ma siedzibę Muzeum Miasta Łodzi. Brak opisu choćby podstawowego, co do zasad niestety… oraz w pałacu w Kozłówce. Poza tym karambole stoją w zamkach w Łańcucie i Pszczynie. Gdy karambolowy weteran z Krakowa - choć tylko bywalec, bowiem Warszawiak to jest - rzucił hasło: "Jedziemy!", to odpowiedź mogła być tylko jedna.

Pomysł był lekko szalony tak w jego wypadku (mowa o znanym dziennikarzu Romku Kurkiewiczu), jak i moim. Bo nie gramy w karambol, w moim przypadku chyba nie miałem okazji przez prawie… 30 lat! Poza tym nie byłem nigdy dobry, a do tego grałem raczej w wersję najłatwiejszą – grę otwartą. A tu graliśmy w najtrudniejszą – trzy bandy. Zasady można ująć krótko tak: przed zaliczeniem karambolu, czyli dotknięciem drugiej bili, musimy zagrywającą dotknąć minimum trzech band. Może to być ta sama wielokrotnie (tak jest to możliwe).

Był jeszcze jeden powód. 23 kwietnia zmarł nasz kolega, weteran karambolowy, to znaczy taki jak my, czyli z lat 90. z Krakowa. A więc ówczesny młodzik. Panowie, którzy nas uczyli, byli w wieku naszych dziadków. Tak zresztą na nich mówiliśmy. Odeszli potem prawie wszyscy w ciągu paru lat… Warto dodać, że Bartek Larendowicz był utytułowanym graczem, również w pool. Ale nade wszystko zwyczajnie przesympatycznym człowiekiem. Także był to taki nasz prywatny memoriał… Szkoda tylko, że zabrakło najlepszego, być może zwycięzcy tej edycji Roberta Solarza. Jest to zapewne najlepszy obecnie polski karambolista.

Na szybko, wręcz rzutem na taśmę zapisaliśmy się nie tylko na mistrzostwa, ale i do Związku. Ubrania, naszywki, zakup lub reperacja kija (dzięki Wszebor; który swoją drogą, jak słusznie powiedział, na trzy bandy jest za lekki…). I tak wyruszyliśmy z Wszeborem Boksą via Warszawa, skąd zgarnęliśmy Romka. W sobotę 17.05 z samego rana zameldowaliśmy się jako pierwsi w Bałtyckim Centrum Bilardowym. To znaczy pierwsi z karambolistów (mam na myśli uczestników karambolowych mistrzostw). No właśnie, ilu na 13 uczestników było graczy stricte lub głównie w karambol? Oprócz nas (choć każdy z nas w pool grywa, choć Wszebor z braku laku), chyba tylko dwóch, w tym kolega Wszebor. Drugi też z Krakowa. Przypadek?

Moim zdaniem grali zarówno ludzie mający co najmniej pojęcie i są karambolem zainteresowani (jak ja, choć umiejętności słabiutkie, o czym przegrana 4:8 w pierwszym meczu najlepiej świadczy). Poprzez zupełnie przypadkowych prawie bez pojęcia. I coś pomiędzy nimi. To było widać w grze, zwłaszcza myśleniu jak karambol wykonać i technice gry. Tu nie chodzi o krytykę, napisałem, jak wygląda w Polsce dostęp do stołów karambolowych. Cała reszta wynika z tego. Tyle dobrze, że stoły w Kętrzynie stoją w fantastycznym miejscu i są w niezłym stanie, bo poza suknem, które warto by było już wymienić.

Zawody przebiegły niezwykle sprawnie, bez jakichkolwiek perturbacji. I chyba bez sensacji. Za to mecz finałowy był niezwykły. Z racji remisu był on rozgrywany w systemie dogrywek, których musiało być kilka. Złoty medal zdobył Hubert Łopotko (Bank Spółdzielczy w Sokółce LP Sokółka), który w finale pokonał Mateusza Sząszora (Europool Arkadia Tczew). Brązowe medale wywalczyli: Daniel Macioł (GKS Katowice) oraz Tomasz Kapłan (Strefa Łódź).

W efekcie już przed 16:00 było po wszystkim. A to potwierdza, że system powinien być 2KO, a nie jedno. Co już przed zawodami podnosiliśmy. Pan Prezes Marcin Krzemiński obiecał się do tej propozycji przychylić.

Oddaję głos moim szanownym kolegom:

Wszebor Boksa się ze mną nie zgodził odnośnie do umiejętności zawodników na MP: „Ze skrajnym przypadkiem – człowieka całkowicie bez pojęcia to się tam nie spotkałem. Niemniej raczej byli to bilardziści uprawiający inne rodzaje bilardu, traktujący trzy bandy jako ciekawostkę. Co było o tyle uderzające, że stoły w Kętrzynie są stołami o najwyższej jakości, z regulowaną temperaturą płyty i po podgrzaniu okazały się bardzo wdzięczne. Gdyby zatroszczyć się o wymianę sukna to gra byłaby jeszcze bardziej atrakcyjna.

Czas zawodów, który spędziłem przy stole grając z Łukaszem i Romanem, przywrócił wspomnienia i atmosferę karambolu krakowskiego. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz spędziłem 12 godzin pochylając się nad bilami, grając chłonąłem atmosferę zawodów.

Nie przyjechałem do Kętrzyna po wynik raczej po nowy powiew doświadczeń, dobra zabawę w znakomitym towarzystwie. Te dwa dni spełniły całkowicie moje oczekiwania. Obserwując innych zawodników, grających w skupieniu, często dokonujących nieoczywistych wyborów dochodzę do przekonania, że technika gry prezentowana przez grających jest na bardziej niż przyzwoitym poziomie. To co odróżnia graczy biliarda polowego od karambolowego, to taktyka i strategia gry. Obie gry w tym zakresie mają je całkowicie rozłączne. Znakiem czasów byli zawodnicy wprost deklarujący, że wiedzę o trzech bandach czerpią z YouTube lub innych mediów elektronicznych a na co dzień praktykujący bilard poolowy. Wielka szkoda że nie mógł do nas dołączyć nasz kolega, najlepiej grający karambolista w Polsce Robert Solarz. Mam ogromną nadzieję, że za rok spotkamy się w komplecie”.

Romek, jak to osoba pisząca, napisał więcej: „Mój wyjazd i udział w tegorocznych Mistrzostwach Polski w Karambolu był ekscesem towarzyskim i wspomnieniowym, wcześniej stałem przy stole do karambola blisko 30 lat wcześniej - konkretna przerwa. Mecz w rozgrywce przegrałem - choć te 5 karamboli trzybandowych na dużym stole i tak napawało mnie dumą.

Pojechaliśmy tam, znając się z magicznego miejsca w Krakowie z lat 90. - klubu Nadwiślan, gdzie od powojnia działała sekcja bilardu karambolowego. Ja sam tam właśnie zakochałem się w karambolu i bilardzie w ogóle. Pojechaliśmy, żeby wspomnieć innego naszego kolegę karambolowego - Bartka Larendowicza.

Same zawody budziły mieszane uczucia, większość (właściwie wszyscy poza jednym wyjątkiem) zawodników to bardzo dobrzy albo wyśmienici gracze, tyle że w... pool. Jeden z nich zwyciężył w rozgrywanym równocześnie Grand Prix w "dziewiątkę". Każdy z nich ma spore umiejętności i wiedzę o zachowaniu się bil na stole. Ale widać, że z karambolowym światem nie mają nic wspólnego - ani techniki, ani wyobraźni, ani znajomości praktyki. To wystarcza do wygrania pojedynczych meczów czy nawet turnieju. Dla mnie zwycięzcą był jednak Wszebor, który po prostu jest karambolistą, podróżuje zawsze ze swoim skręcanym (a nawet dwoma) kijami na drewniany gwint i... trzema bilami! Grał w Wiedniu, Pradze, Budapeszcie oraz Hadze. On jedyny - mając w ciele pamięć gry w karambol przy krakowskim rynku, grał karambol. Pierwszy i jedyny mecz przegrał, grając z biegu - prawie bez rozgrzewki i przegrał tylko jednym punktem, równie dobrze mógł więc wygrać. Kiedy odchodził wieczorem od stołu albo kolejnego dnia po rannych graniach - widać było uruchomiony i przywrócony potencjał, dla mnie patrzącego jak trafia kolejne karambole w grę otwartą, budził podziw. Gdyby trenował dzień przed zawodami, całe mistrzostwa potoczyłyby się inaczej. No ale skoro w całej Polsce są dostępne dwa stoły do karambolu i to w jednym miejscu - to trudno, żeby było inaczej. Ja sam po kilkugodzinnym treningu zaczynałem "łapać" pomysły i grać karambole chwile wcześniej nieosiągalne. Jednak co najważniejsze stara miłość wróciła z pełną mocą, za rok pojedziemy po roztrenowaniu i będziemy sensacją! Obiecuję. Dzięki Wszebor i Łukasz".

Od siebie dodam na koniec, że super było zobaczyć dwóch już coś tam wiedzących o karambolu chłopców, którzy się dorwali do grania na chwilę. A jeszcze bardziej poduczyć młodego poolowca pierwszy raz grającego w karambol - spodobał mu się i już coś łapał. Warto też wspomnieć o synu nowego mistrza Huberta, który na cały głos zapytał: "To wygrałeś?!", co zostało nagrodzone śmiechem przez wielu obecnych.

Będziemy za rok przekonywać do udziału nie tylko Roberta, bo ze starej - młodej gwardii jest jeszcze Dominik. Przede wszystkim, ale i może inni. Także zapewne będziemy w Kętrzynie większą grupą. Swoją drogą miasto to jest warte zwiedzenia i to nie tylko zamek, i kwatera wiadomej osoby.

Autor tekstu i zdjęć jest niezależnym dziennikarzem i kolekcjonerem bilardowym. Na Facebooku prowadzi profil: Bilard karambolowy: wiadomości, historia, turnieje i zawodnicy, miejsca. O bilardzie, zwłaszcza karambolu, pisał m.in. w „Przekroju”, „Tygodniku Powszechnym” i miesięczniku historycznym „Mówią Wieki”. Zajmuje się także wprawianiem w ruch innych kulek - na flipperach, czyli automatach do gier zręcznościowych, które wywodzą się z bilardu. A konkretnie, jako dziennikarz i kolekcjoner oraz prezes Polskiego Stowarzyszenia Flipperowego

.